O mojej miłości do gliceryny można byłoby napisać poemat. Malutki tani produkt, który na moich włosach działa cuda. Ot, idealnie zawilża.
Z racji tego, że niestety zimą więcej ogrzewamy pomieszczenia, w samochodach korzystamy z klimatyzacji - nasze włosy się wysuszają. A od tego tylko malutki krok do rozdwojeń, połamanych i kruchych końców oraz wielkiej szopy na głowie.
W tym tygodniu mam więc zamiar dodawać nawilżaczy wszędzie gdzie się da: glicerynę w mleczku pszczelim jako odżywkę bez spłukiwania, glicerynę (najwięcej) aloes oraz miód do odżywiania przed myciem głowy, oraz trochę miodu przed spłukaniem odżywki.
Ciekawa jestem efektu tak intensywnej pielęgnacji, a wy, macie też problem z suchymi końcówkami?
Nie próbowałam gliceryny, za to moim kosmetykiem nawilżającym wszech czasów jest.....rzadki glutek z siemienia lnianego :-) Używam go jednocześnie jako stylizatora do loków, nawilżam nim dłonie, a nawet wcieram w kolana i pięty ;-)
OdpowiedzUsuńPs. Twoje włoski na zdjęciu z boku wyglądają całkiem jak moje sprzed idiotycznego rozjaśniana, które popełniłam we wrześniu...